Resocjalizacja to nie tylko to, co zapisane w paragrafach, ale zdolność nadążania za życiem, znajdowania sojuszników i możliwości. To, czy więźniowie opuszczą mury choć trochę lepsi, zależy w dużej mierze od więzienników. Od tego, czy im chce się wysilić, rozejrzeć, zaprosić kogoś do współpracy. W całej Polsce jest mnóstwo takich wychowawców, terapeutów, dyrektorów i rzeczników. Dziś piszemy o kilkorgu. O wielu już pisaliśmy, następni czekają, by o nich opowiedzieć.
Resocjalizacja przez pracę to nic nowego, ale na to zajęcie trzeba sobie zasłużyć. Nie dość, że osadzeni robią ładne rzeczy, które służą odpoczynkowi i relaksowi, to jeszcze pracodawca o nich dba i stwarza perspektywy na przyszłość, a oni odkrywają w sobie nieznane dotąd talenty. Warunki do twórczej resocjalizacji zapewniła im kadra jednostek penitencjarnych w Siedlcach i Warszawie-Służewcu.
Rzadko zdarza się, żeby osoba pozbawiona wolności miała okazję złożyć autograf na dziele, które może zobaczyć pół Polski. Osadzeni z Zakładu Karnego w Siedlcach dostali taką możliwość, a każdy, kto zobaczy artystycznie pomalowane przez nich samochody, nie przejdzie obok nich obojętnie. Na białych autach więźniowie malują ptaki, zwierzęta, motywy regionalne. To projekty autorstwa Moniki Wojciechowskiej – artystki malarki, która jest dyrektorem artystycznym kontrahenta siedleckiej jednostki, grupy Arche.
Nie tylko kreski i kropki
Na początku była zwykła współpraca kontrahenta z więziennictwem. – Później okazało się, że kontrahent to grupa, która poza biznesem realizuje też misję na rzecz osób wykluczonych społecznie i można razem podziałać – mówi por. Przemysław Turyk, wychowawca i rzecznik prasowy siedleckiej jednostki, który czuwa nad programem resocjalizacyjnym z zakresu przeciwdziałania prokryminalnym postawom „Tolerancja”, adresowanym do recydywistów penitencjarnych.
– Kiedy w maju 2022 roku szłam do więzienia po raz pierwszy, byłam pełna obaw o to, czy panowie, którzy tu są nie z własnej woli, będą mnie w ogóle chcieli słuchać – mówi Monika Wojciechowska, także prezes Stowarzyszenia Arche, które udostępnia jednostce samochody do arteterapii. – Zwłaszcza że nie oferowałam im zatrudnienia, ale współpracę w ramach projektu resocjalizacyjnego. Nazwaliśmy go „Tolerancja”, bo o tym jest: że ludzie są różni, mają różny wygląd, czasem talenty, a czasem dysfunkcje. Malowanie naszych nowych samochodów jest jedną z części tego programu, tą najbardziej widoczną.
Artystka była pozytywnie zaskoczona, bo spodziewała się spotkać twardzieli o stępionej wrażliwości.
– Tymczasem panowie słuchali, byli zaciekawieni i chętni do współpracy – wspomina. – Później, kiedy już zaczęli malować, poważnie traktowali każdą uwagę i bardzo cieszyli się z efektów.
Uczestnicy programu „Tolerancja” nie muszą mieć talentów plastycznych tylko chęci. – Ostatnio zaproponowałam nowemu osadzonemu, trochę wycofanemu i zamkniętemu w sobie, żeby spróbował – mówi st. szer. Edyta Mikołajczuk, wychowawca oddziału VIII siedleckiej jednostki. – Nie był przekonany czy potrafi, ale później był bardzo zadowolony. Podobnie jak jeden ze starszych skazanych, który na początku opierał się i wzbraniał, a po skończeniu dzieła mówił, że bardzo mu to pomogło.
Bo więźniowie nie tylko malują kreski i kropki na karoserii. Oni tworzą dzieło. Inni zobaczą je na ulicy, przeczytają, że to samochód ręcznie malowany w Zakładzie Karnym w Siedlcach. Może uśmiechną się i pomyślą coś dobrego, zwłaszcza kiedy spojrzą na hasło „Arche łączy ludzi” na bocznych drzwiach samochodu. A może dostrzegą autografy twórców?
Pozytywizm w praktyce
Ponad 30 skazanych z siedleckiego oddziału zamkniętego dla recydywistów penitencjarnych to pracownicy firmy Arche, zatrudnieni w tapicerni i w stolarni na terenie zakładu. Dają życie starym meblom i tworzą nowe. Jedne i drugie stanowią wyposażenie, a często ozdobę hoteli należących do grupy Arche. Pięciu skazanych z oddziału półotwartego pracuje dla Arche poza więzieniem.
– Do pracy w tej firmie najtrudniej się dostać – mówi wychowawczyni z ósmego oddziału. – Osadzeni przechodzą specjalistyczne badania lekarskie, wymagane szkolenia i zaczynają zwykle od połowy etatu. Pracują na dwie zmiany, po cztery godziny każda. Poza wynagrodzeniem dostają od kontrahenta wnioski nagrodowe i pochwały na piśmie, które dołączamy do ich teczek osobopoznawczych. Kontrahent bardzo o nich dba: mają buty, spodnie, koszulki, polary, wszystko dobrej jakości.
– Myśleliśmy bardzo pozytywistycznie: o resocjalizacji przez pracę, nadawaniu człowiekowi sensu życia, o edukacji i wrażliwości – Monika Wojciechowska przyznaje, że bała się, żeby to nie były tylko hasła na papierze. – Ale ostatnio rozmawiałam z panami o szczęściu, które w tym miejscu nie jest wcale takie oczywiste, i o tym, co daje im radość. Usłyszałam wiele miłych słów na temat pracy. Że dzięki niej rośnie ich samoocena, czują się bardziej potrzebni. Pomyślałam, że to właśnie spełnienie naszych marzeń, że o to nam chodziło.
Wśród zatrudnionych przez Arche więźniów nie ma wielu specjalistów – stolarzy czy tapicerów. Ale ci, którzy chcą się nauczyć fachu, są dostrzegani i doceniani. Ostatnio jeden osadzony już po miesiącu pracy dostał cały etat – starał się, najwyraźniej ma predyspozycje, o których nawet nie wiedział. Firma dała mu szansę. Wychowawcy nieraz słyszeli od podopiecznych – pracowników stolarni czy tapicerni, że dawniej po pierwsze do pracy chodzić nie bardzo lubili, a po drugie – meblarstwo do głowy by im nie przyszło. A teraz zbierają pochwały i cieszą się, że tak dobrze im idzie.
Edyta Mikołajczuk, wychowawczyni penitencjarnych recydywistów, bardzo sobie chwali współpracę z przedstawicielem firmy Arche, który często bywa w przywięziennych halach. – Jesteśmy w stałym kontakcie z korzyścią dla wszystkich – mówi funkcjonariuszka.
– Nigdy wcześniej nie miałem styczności z osadzonymi – przyznaje Daniel Kopeć. – Zaczęliśmy od społecznych prac, które wykonywali dla stowarzyszenia, później ruszyło zatrudnienie i produkcja. Staramy się, żeby obie strony były zadowolone, a osadzeni – żeby mieli szanse dawać coś z siebie, rozwijać się, pomagać i poczuć się potrzebni. Współpraca z kadrą jednostek układa się znakomicie, co jest nie do przecenienia. Więźniowie inaczej się zachowują wobec nas, a inaczej funkcjonują „pod celą”. Słucham ich, ale wszystkie wątpliwości konsultuję z funkcjonariuszami. Kolejni nowi bezskutecznie próbują coś ugrać, nie wiedząc, że my działamy razem.
Daniel Kopeć koordynuje współpracę kontrahenta z jednostkami penitencjarnymi w Siedlcach i Warszawie na prośbę… żony, czyli dyrektor artystycznej Arche i malarki Moniki Wojciechowskiej. Kiedy okazało się, że to duży projekt, wymagający wielu formalności, poprosiła szefa o wsparcie. I dostała je, w osobie własnego męża. Ona realizuje się artystycznie, on organizacyjnie i komunikacyjnie. Pani dyrektor wspomniała w rozmowie, że przed laty jej tata pracował w siedleckim więzieniu jako cywil, w BHP i zaopatrzeniu. – Ale nigdy jakoś o tym nie opowiadał – dziwi się, bo sama mówi chętnie.
Gościom się podoba
– Oni naprawdę wierzą w resocjalizację, nawet jeśli pracują z recydywistami – mówi Monika Wojciechowska o więziennikach współpracujących z Arche.
– Spotkałam wiele osób, które są przekonane, że więzienie to nie tylko wyrok, ale i szansa na to, żeby w życiu skazanych zmienić coś na lepsze.
Współpraca firmy z więzieniami rozrasta się. We wrześniu dwaj osadzeni z oddziału półotwartego w areszcie na Służewcu zaczynają pracę w warszawskim hotelu. Firma jest coraz bardziej otwarta na to, żeby dawać pracę tym, którzy odzyskują wolność po zakończeniu odbywania kary. W razie potrzeby ma im do zaoferowania także dach nad głową.
Wiele obiektów należących do Arche eksponuje meble wykonane lub odnowione przez skazanych. W warszawskim hotelu i centrum konferencyjnym ich dziełem są wiklinowe abażury, fotele, stoliki i większość krzeseł. – Goście są pod dużym wrażeniem, kiedy dowiadują się, że to robili więźniowie – Monika Wojciechowska zauważa, że temat reintegracji i resocjalizacji bardzo interesuje ludzi, którzy nie mają kontaktu z więziennictwem. – O osobach z niepełnosprawnością coś wiedzą, nawet o tych w kryzysie bezdomności, ale więzienia to zupełnie obcy świat. A tu takie ładne rzeczy! Gościom to się bardzo podoba.
Z pracowni rękodzieła artystycznego, która od ponad roku działa w areszcie na warszawskim Służewcu pod kierunkiem instruktorki Arche Aleksandry Bryzek, w Polskę wyjeżdżają między innymi magnesy reklamujące firmę. Tam powstała także mozaika, która zdobi basen w jednym z najnowszych hoteli firmy – Sanatorium Milicyjnym w Nałęczowie. Tak, to nie pomyłka – obiekt o tej nazwie w słusznie minionych czasach PRL-u budowali więźniowie, a potem przez lata budynek niszczał. Zyskał drugie życie i powoli staje się jedną z atrakcji uzdrowiska. Inwestor znowu sięgnął po pomoc osób pozbawionych wolności, a więziennikom proponuje zniżki, o czym informuje na stronie internetowej dawnego Sanatorium Milicyjnego, dziś hotelu Spa.
Irena Fedorowicz
zdjęcia Przemysław Turyk,
Monika Wojciechowska, Piotr Tołwiński,
archiwum Arche
Bądź na bieżąco z najnowszymi promocjami
i wydarzeniami z życia
Arche i
naszych obiektów!